You are currently viewing Praca dla życia zamiast życia dla pracy

Loading

Według Eurostatu pośród Polek w wieku 25-49 lat aż 23,6% nie pracuje. Tylko w 9 krajach unijnych ten odsetek jest większy. Udział niepracujących kobiet jest niższy nie tylko w Szwecji (17%), ale też w Czechach (22%), Litwie (15,6%), Węgrzech (22,9%), Niemczech (19,4%) czy Portugalii (16%). Dlaczego tak się dzieje? Czy wszystkie kobiety powinny pracować zawodowo za wszelką cenę?

Aktywność zawodowa kobiet w Polsce jest niższa od przeciętnej dla Unii Europejskiej. Według Eurostatu tylko 63% Polek pomiędzy 15 a 65 rokiem życia jest obecna na rynku pracy, podczas gdy średnio w UE jest to 69%, a w najlepiej wypadającej w tym zestawieniu Szwecji – przeszło 80%. Przyczyny bierności zawodowej kobiet i jej zróżnicowanego poziomu pomiędzy państwami są złożone, można jednak wskazać na kilka kluczowych czynników. W Polsce mamy przede wszystkim do czynienia z wcześniejszą niż w wielu innych państwach UE dezaktywizacją zawodową kobiet po 50 roku życia. Wynika to z jednej strony z relatywnie niskiego wieku emerytalnego oraz dostępności różnego rodzaju świadczeń przedemerytalnych, z drugiej zaś z czynników skłaniających kobiety to skorzystania z tych możliwości: zmęczenia pracą, utraty zdrowia oraz konieczności wykonywania obowiązków opiekuńczych. W tej grupie wiekowej najczęściej jest to opieka nad niesamodzielnymi, starszymi członkami rodziny oraz, w drugiej kolejności, nad wnukami. Obowiązki rodzinne są też najważniejszym powodem bierności zawodowej wśród młodszych Polek. Aż 3/4 kobiet znajdujących się poza rynkiem pracy w wieku 20-49 nie pracuje ani nie poszukuje pracy właśnie z powodu sprawowania opieki, przede wszystkim nad małymi dziećmi.

Odsetek pracujących lub szukających pracy kobiet w Polsce, Szwecji oraz Unii Europejskiej w 2018 roku

Źródło: Iga Magda, „Jak zwiększyć aktywność zawodową kobiet w Polsce”, Instytut Badań Strukturalnych, 2020; na podstawie danych Eurostatu

W mainstreamie debaty publicznej zwiększanie aktywności zawodowej kobiet uchodzi za raczej niekontrowersyjny, progresywny postulat sprzyjający równości płci. Zgodnie z tą wizją, kobiety obecne na rynku pracy unikają ekonomicznej zależności czy nawet ekonomicznej przemocy ze strony partnerów. Zyskują zabezpieczenie na starość. Praca zawodowa oznacza wyjście ze sfery prywatnej, domowej do uczestnictwa w życiu społecznym. Tym samym odpowiada nie tylko na potrzebę towarzyskości i bycia z innymi ludźmi, ale oferuje również poczucie sensu, dokładania swojej cegiełki do wytwarzania potrzebnych innym ludziom dóbr i usług. Jest w końcu szansą na samorealizację i rozwój. Oprócz argumentów równościowych wskazuje się też, że wyższa aktywność zawodowa kobiet jest skutecznym narzędziem walki z ubóstwem, a także przynosi systemowe korzyści dla gospodarki – zwiększa zasoby siły roboczej powiększając tym samym potencjał wzrostu PKB oraz pozwala na wzrost dochodów państwa z tytułu danin nałożonych na dochody z pracy.

To właśnie taki sposób myślenia o aktywności zawodowej kobiet stał za ostrą krytyką, która spadła na rząd, gdy badaczki z Instytutu Badań Strukturalnych pokazały, że świadczenie 500+ w ciągu pierwszego roku obowiązywania przyczyniło się do „wymiecenia” z rynku pracy około 100 tys. kobiet. Przekonywano, że polityka rządów Prawa i Sprawiedliwości nastawiona jest na utrwalanie tradycyjnych ról społecznych i promowanie konserwatywnego wzorca „matki Polki”, której głównym powołaniem powinno być rodzenie i wychowywanie dzieci.

Po „progresywnej stronie” debaty publicznej stosunkowo niewiele było komentatorów, którzy na poważnie postawili pytanie, dlaczego właściwie kobiety te odeszły z rynku pracy i jakie były skutki tej decyzji nie tylko „dla PKB” czy „wskaźników zatrudnienia”, ale dla jakości życia tych konkretnych osób i ich rodzin. Z tego samego raportu dowiadujemy się, że największy odpływ nastąpił wśród kobiet o niskim wykształceniu i najsłabiej zarabiających. Podobny jest zresztą  profil typowej kobiety poniżej 50 roku życia, która niezależnie od wprowadzenia świadczenia 500+ pozostaje poza rynkiem pracy: nisko wykształcona mieszkanka wsi lub małego miasta, sprawująca opiekę nad dwójką małych dzieci.1 Czy przypadkiem kobiety te nie zrezygnowały z pracy zawodowej dlatego, że wcale nie przynosiła tych korzyści, które obiecywała? Słabo wynagradzana praca nie daje finansowej niezależności ani nie prowadzi do godnej emerytury w przyszłości. Dostępna dla osób nisko wykształconych praca fizyczna jest też często wycieńczająca, ma negatywny wpływ na zdrowie i w większości przypadków nie otwiera perspektyw na rozwój zawodowy czy samorealizację. Także uspołeczniający aspekt pracy zawodowej nie jest we współczesnym kapitalizmie czymś tak oczywistym jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu.

Praca niewidzialna
Nieprzewidziane przez ustawodawcę skutki programu 500+ mogą być więc punktem wyjścia do krytycznego spojrzenia na wymienione we wstępie argumenty dotyczące korzyści płynących ze zwiększania aktywności zawodowej kobiet. O ile są one formułowane ze względu na wartości szeroko podzielane w ruchu feministycznym, takie jak niezależność czy prawo do udziału w życiu społecznym, to proste remedium w postaci skupienia się na zwiększaniu aktywności zawodowej kobiet nie jest wcale sztandarowym postulatem wspólnym dla całego ruchu. Zdaniem wielu jego przedstawicielek nie wystarczy „wypchnąć” kobiety na rynek pracy, by doprowadzić do jakościowej poprawy sytuacji życiowej wielu z nich, a tym bardziej, by stworzyć bardziej sprawiedliwy dla kobiet i mężczyzn świat. Wskazują one na potrzebę dążenia do głębszych przemian, których możliwym skutkiem, ale niekoniecznie głównym celem będzie wyższa aktywność zawodowa kobiet.

Żywo dyskutowany wewnątrz debaty feministycznej, a słabo przedostający się do mainstreamu debaty publicznej jest bowiem pogląd, że za nierównością płci kryje się bardziej fundamentalna nierówność, polegająca na podporządkowanie sfery społecznej reprodukcji, której sednem jest opieka, troska o innych, podtrzymywanie i pielęgnowania życia, sferze produkcji rynkowej, której głównym celem jest generowanie zysku. Dopiero przyjrzenie się mechanizmom, które prowadzą do utrzymywania się tej nierówności, pozwala na rozpoczęcie dyskusji o zmianie podziału pracy pomiędzy kobietami a mężczyznami.

Służebna funkcja sfery społecznej reprodukcji objawia się chociażby w powoływaniu się ekspertów ekonomicznych na „skutki dla PKB” jako na jeden z kluczowych argumentów przy ocenie dowolnej niemal polityki publicznej. Tymczasem ogromna część pracy opiekuńczej i domowej, mimo że prowadzi do dostarczenia konkretnych dóbr i usług takich jak wychowanie dzieci, przygotowywanie posiłków, opieka nad osobami zależnymi i starszymi, podtrzymywanie więzi w lokalnej społeczności – nie jest wliczana do PKB! Według różnych szacunków taka „niewidzialna praca” wykonywana głównie przez matki, babki i córki stanowi w przeliczeniu na kategorie rynkowe dodatkowe około 30% PKB. Ta niewidzialność nie jest jedynie problemem statystycznym, lecz ma wpływ na realne decyzje polityczne: powoduje, że trudno jest w sposób uporządkowany dyskutować o wpływie danej polityki na ilość i jakość pracy odbywającej się poza rynkiem.

Praca służąca społecznej reprodukcji pozostaje niedowartościowana również na inne sposoby. Osoby sprawujące opiekę nad dziećmi czy osobami zależnymi nie mogą liczyć na godne uposażenie, a tym samym pozostają ekonomicznie uzależnione od partnera/ki, wsparcia osób trzecich lub doświadczają ubóstwa. Co równie istotne, niskiemu statusowi ekonomicznemu towarzyszy często społeczna izolacja oraz brak uznania dla osób, które nie pracują zawodowo.

Kultura i państwo
Jednym z symptomów niewydolności systemu społecznego, jeżeli chodzi o priorytetowe traktowanie społecznej reprodukcji jest poziom dzietności (przeciętna liczba dzieci przypadających na kobiety w wieku rozrodczym), który w Polsce pozostaje znacząco niższy od i tak niewygórowanej europejskiej średniej2. W badaniach zarówno dla Polski, jak i dla innych krajów europejskich, ujawniają się przy tym niezrealizowane aspiracje rodzicielskie, których symptomem jest luka pomiędzy deklaracjami dotyczącymi idealnej oraz planowanej liczby dzieci a wielkością rodzin, jaką ostatecznie zakładają rodzice. Dane empiryczne wskazują, że za spadkiem dzietności stoją nie tylko zmiany indywidualnych preferencji i wzorców kulturowych, ale również generowana przez rynek i niewystarczająco łagodzona przez państwo niestabilność sytuacji materialnej3. Polki i Polacy, którzy odkładają decyzję o posiadaniu pierwszego lub kolejnego dziecka, jako najważniejsze bariery wskazują trudne warunki materialne i niestabilność zatrudnienia, a także brak mieszkania. Dodatkowo kobiety częściej niż mężczyźni wskazują, że doświadczają konfliktu pomiędzy rodzicielstwem a pracą zawodową.

Praca zawodowa dominuje nad sferą reprodukcji pod względem czasu, który się na nią poświęca. Jest to widoczne szczególnie w Polsce, gdzie średnio pracownicy spędzają w pracy aż 1806 godzin rocznie, czyli najwięcej w Unii Europejskiej (dane OECD). Dominacja sfery produkcji zagraża życiu również poprzez stawianie wielu osób znajdujących się na dole drabiny społecznej, wykonujących pracę fizyczną, przed koniecznością wykonywania pracy wyniszczającej zdrowie, co w polskim kontekście uchwycił m.in. Adam Mrozowicki w badaniach doświadczenia pracowników fizycznych w trakcie transformacji ustrojowej4. Dodatkowo badaczki pokazują związek walki feministycznej z problemami ekologicznymi: ignorowanie wartości ludzkiego życia i zdrowia w obecnym systemie objawia się także w przyzwoleniu na produkcję niszczącą ekosystemy i prowadzącą do emisji na ogromną skalę zanieczyszczeń szkodliwych dla zdrowia i planety.

Feminizm dla 99%
Feministki i feminiści stawiający w centrum swojej refleksji sferę społecznej reprodukcji pokazują, że krytykowany przez nich liberalny feminizm traci z pola widzenia doświadczenie wielu kobiet, przyjmując optykę charakterystyczną głównie dla wyższych warstw wielkomiejskiej klasy średniej. To dla nich stawką jest dostęp do kierowniczych stanowisk, robienie kariery, samorealizacja. Jeden z paradoksów polega na tym, że żeby osiągnąć te cele, kobiety często korzystają z pracy innych kobiet, niejednokrotnie migrantek, które odpłatnie przejmują na siebie obowiązki związane z pracą opiekuńczą. Powstają w ten sposób „łańcuchy opieki”, w których dziećmi i seniorami w zachodnioeuropejskich rodzinach zajmują się m.in. Filipinki (a w Polsce Ukrainki), które z kolei swoje dzieci musiały zostawić pod opiekę innym kobietom w kraju, z którego wyemigrowały5.

Według Susan Ferguson, amerykańskiej teoretyczki feministycznej, ikoniczną postacią dla liberalnych feministek jest Hillary Clinton, której udało się dojść niemal na szczyt zbudowanego przez mężczyzn świata. Clinton przyjęła obowiązujące reguły gry i była o włos od zwycięstwa. Alternatywą są zdaniem Ferguson ruchy w rodzaju rozwijającego się w USA „feminism for the 99%” albo argentyńskiego „popular feminism”. Ich filozofia zasadza się na stwierdzeniu, że celem nie jest „włamanie się do męskiego świata”, a zmiana zasad nim rządzących poprzez kolektywną odmowę pracy na jego rzecz6.

Podstawowym dążeniem tych ruchów jest więc oddanie sferze społecznej reprodukcji należnego jej, centralnego miejsca w społecznym systemie i sprawienie, by mechanizmy rynkowe zaczęły służyć zaspokajaniu najważniejszych ludzkich potrzeb, inaczej niż dotychczas, kiedy to potrzeby te były zaspokajane o tyle, o ile było to niezbędne dla dalszego wzrostu nastawionej na zysk produkcji. W tym nurcie myślenia zawiera się więc między innymi walka z nierównościami dochodowymi, nadanie najwyższego priorytetu działaniom na rzecz ochrony klimatu oraz tworzenie warunków do wykonywania pracy opiekuńczej w godny, społecznie uznany sposób. Warto podkreślić, że jest to w dalszym ciągu walka feministyczna, ponieważ to przede wszystkim kobiety zajmują się dziś zepchniętą na margines sferą społecznej reprodukcji.

Nie pomocnik, ale równorzędny opiekun
Postulaty podnoszone przez ruch „feminism for the 99%” mają bez wątpienia charakter utopijny, jednak możliwe jest potraktowanie ich jako swoistego drogowskazu i sformułowanie konkretnych propozycji rozwiązań instytucjonalnych, które zmieniałaby charakter pracy zgodnie z nakreślonym kierunkiem. Ważnym krokiem służącym dowartościowaniu sfery opieki w polskim kontekście byłoby wprowadzenie nieprzechodnich urlopów tacierzyńskich. Rozwiązanie to, stosowane obecnie m.in. w Szwecji oraz rekomendowane w dyrektywie Unii Europejskiej z 2019 roku dla wszystkich państw Wspólnoty zakłada, że część urlopu na opiekę nad dzieckiem musi zostać wykorzystana przez ojców, w przeciwnym razie przepadnie. Realne praktykowanie opieki przez ojców nie w roli „pomocnika” matki, lecz równorzędnego opiekuna, oraz przeznaczanie czasu na budowanie więzi z dziećmi miałoby ogromny wpływ na docenienie przez mężczyzn zarówno ciężaru, jak i wartości pracy opiekuńczej. Jednocześnie rozwiązanie to odciążyłoby kobiety z obowiązków opiekuńczych i zmniejszało szkodliwy dla sytuacji zawodowej okres przebywania poza rynkiem pracy.

Pomimo postępujących zmian społecznej świadomości i rosnącej popularności aktywnego ojcostwa o potrzebie dalszych działań w tym obszarze świadczą wyniki aktualnych badań dotyczących percepcji „równości” w opiece nad dziećmi. Ponad 60% pracujących ojców zadeklarowało, że opieką nad dziećmi dzieli się po równo ze swoimi partnerkami, co znacząco kontrastuje z postrzeganiem tej sytuacji przez pracujące kobiety, które tylko w ok. 30% uznają, że w ich rodzinach obciążenie obowiązkami opiekuńczymi rozkłada się równo pomiędzy partnerami.

Jednym z przejawów marginalizacji pracy opiekuńczej jest społeczna izolacja osób ją wykonujących. Krzywdzący skądinąd stereotyp, zgodnie z którym kobiety zajmujące się dziećmi „siedzą w domu”, zawiera w tym sensie również słuszną intuicję. To odcięcie od życia społecznego oraz brak sieci wsparcia dotyczy również osób, które rezygnują z pracy zawodowej ze względu na konieczność opieki nad seniorami lub osobami z niepełnosprawnością. Zmianę mogłyby przynieść rozwiązania nastawione na budowanie więzi pomiędzy osobami wykonującymi pracę poza rynkiem oraz tworzenie przestrzeni do spotkania i współdzielenia tej pracy w społecznościach sąsiedzkich. Przykładem może być projekt Families Share realizowany ze środków unijnych w kilku europejskich miastach i służący wspieraniu wspólnot sąsiedzkich we współdzielonym sprawowaniu opieki poprzez w tworzenie swoistych „banków czasu” z wykorzystaniem najnowszych rozwiązań technologicznych. Według założeń pomysłodawców, projekt ma nie tylko przeciwdziałać społecznej izolacji osób zajmujących się dziećmi czy seniorami, ale również zmniejszać przeciążenie pracą opiekuńczą, dając tym samym czas na inne aktywności życiowe, w tym pracę zawodową. Podobne cele mogą być zrealizowane poprzez tworzenie przestrzeni do coworkingu, w których zorganizowana będzie jednocześnie opieka nad dziećmi oraz przez zakładanie punktów opieki przy zakładach pracy.  To ostatnie rozwiązanie do niedawna postrzegane było jako „PRL-owski przeżytek”, dziś jednak jest coraz częściej wymieniane jako jedno z brakujących ogniw pozwalających łączyć opiekę z pracą zawodową.

W polskim kontekście tego rodzaju innowacyjne rozwiązania w obszarze organizacji opieki byłyby cennym uzupełnieniem, ale z pewnością nie zastępnikiem dla bardziej „tradycyjnych” sposobów uwalniania opiekunek i opiekunów od społecznej izolacji, to znaczy zwiększania oferty żłobków, przedszkoli oraz instytucji opiekuńczych dedykowanych osobom z niepełnosprawnością oraz seniorom. W samym tylko obszarze opieki nad najmłodszymi dziećmi, mimo systematycznego wzrostu dostępności placówek, wciąż bardzo wiele pozostaje do zrobienia. Na koniec 2019 roku tylko w 42% gmin w Polsce funkcjonowała jakakolwiek – publiczna lub prywatna – placówka oferująca opiekę nad dziećmi do lat trzech. Sytuacja jest pod tym względem najgorsza w województwach na tzw. ścianie wschodniej: podlaskim (23%) , lubelskim (19%) i warmińsko-mazurskim (36%), a także w województwach łódzkim (36%) i świętokrzyskim (32%). Placówek brakuje przede wszystkim na wsiach – tylko w co czwartej wiejskiej gminie rodzice mieli możliwość skorzystanie z tej formy opieki nad dzieckiem.7

A może UBI?
Działania służące pełniejszemu włączenie mężczyzn w pracę opiekuńczą oraz jej uspołecznieniu stanowią dobry wstęp do rozmowy o rozwiązaniu idącym znacznie dalej, jakim jest bezwarunkowy dochód podstawowy (ang. Universal Basic Income – UBI ). Idea ta zakłada, że każdy obywatel i obywatelka bez względu na to, czym się zajmują, otrzymują comiesięczny dochód pozwalający utrzymać się na skromnym, ale godnym poziomie. Jeszcze przed pandemią koronawirusa o UBI mówiło się coraz częściej i coraz bardziej w tonie poszukiwania praktycznej do niego drogi. Cios, jaki współczesnemu systemowi społeczno-ekonomicznemu wymierzył SARS-COV-2 sprawił, że o bezwarunkowym dochodzie podstawowym rozmawia się jeszcze częściej, a nie brakuje głosów, by wprowadzić go przynajmniej na czas pandemii np. na terenie całej Unii Europejskiej. Nie sposób streścić w tym miejscu całej, wielowątkowej dyskusji dotyczącej tego rozwiązania, skupmy się więc na potencjalnym wpływie UBI na społeczny podział pracy i sytuację kobiet.

Po pierwsze, UBI poprawiłby status ekonomiczny osób wykonujących pracę poza rynkiem. Jednocześnie każdy dorosły członek społeczeństwa zyskałby finansową niezależność, co złagodziło by problem przemocy ekonomicznej, której dziś doświadczają przede wszystkim kobiety. Po drugie, UBI miałby wpływ na decyzje o podejmowaniu pracy zawodowej. Materialna konieczność straciłaby na znaczeniu jako czynnik popychający do podjęcia zatrudnienia, wzmacniając tym samym pozycję negocjacyjną pracowników i pracowniczek. Pracodawcy, żeby przyciągnąć pracowników, musieliby w większym stopniu niż dotychczas oferować pracę, która nie obciąża ponad siły, daje satysfakcję, pozostawia przestrzeń dla innych aktywności życiowych. Dziś pracownicy i pracowniczki w Polsce wskazują, że do harmonijnego łączenia pracy zawodowej z pracą poza rynkiem brakuje im chociażby możliwości elastycznego kształtowania godzin pracy. Chodzi nie tylko o współdecydowanie o godzinie rozpoczęcia i zakończenia pracy, ale również o bardziej elastyczne traktowanie przez pracodawcę sytuacji awaryjnych – np. umożliwienie wyjścia z pracy na krótko w ciągu dnia i odrobienie tej przerwy w innym terminie. Ważna jest zmiana nie tylko formalnych uprawnień, ale również nastawienia pracodawcy i atmosfery w miejscu pracy. Pracowniczki i pracownicy wskazują na duże znaczenie wsparcia i zrozumienia dla obowiązków rodzinnych ze strony przełożonych i współpracowników.

UBI mógłby również być impulsem do popularyzacji pracy w niepełnym wymiarze etatu. W Polsce niewiele osób pracuje w niepełnym wymiarze godzin. Wynika to po części z niechęci pracodawców do rozwiązań generujących dodatkowe koszty związane z koniecznością zatrudnienia większej liczby pracowników do wykonania tych samych zadań. Drugą stroną medalu jest natomiast sytuacja gospodarstw domowych – wiele z nich ma zbyt niskie dochody, by ich członkowie posiadający pracę pełnoetatową mogli sobie pozwolić na zmniejszenie wymiaru etatu i związaną z tym utratę dochodów.

Badania prowadzone w kilku europejskich krajach pokazują, że wśród osób łączących pracę zawodową z pracą poza rynkiem najmniejszy konflikt pomiędzy różnymi życiowymi rolami i obowiązkami występuje, gdy praca zawodowa zostaje znacząco zredukowana i jest bliska połowie etatu (poniżej 25 godzin tygodniowo). Być może więc wraz z UBI popularność zyskałby w Polsce job sharing, to znaczy dzielenie jednego stanowiska pracy pomiędzy dwóch lub większą liczbę pracowników.

Pomimo wielu potencjalnych zalet ani UBI ani pozostałe wymienione rozwiązania z całą pewnością nie stanowią panaceum na wszystkie wyzwania związane z nierównościami pomiędzy płciami w obszarze pracy. W nowym społecznym kontekście w dalszym ciągu należałoby zabiegać o to, by potencjał, który dają te rozwiązania, został realnie wykorzystany przez kobiety i nie uwięził ich w tradycyjnych, tyle że lepiej wynagradzanych rolach, lecz poszerzał przestrzeń wolności i sprawczości w kształtowaniu własnego życia.


Konstancja Ziółkowska
socjolożka i ekonomistka, członkini redakcji „Magazynu Kontakt

 

1 Iga Magda, „Jak zwiększyć aktywność zawodową kobiet w Polsce?”, Instytut Badań Strukturalnych, Warszawa 2020;
2 Współczynnik dzietność w 2018 roku wynosił dla Polski 1,46, a średnio dla UE28 – 1,56; źródło: Eurostat;
3 Irena Kotowska (red.) „Niska dzietność w Polsce”, Warszawa 2014;
4 Adam Mrozowicki, „Coping with social change. Life Strategies of Workers in Poland’s New Capitalism”, Leuven 2011;
5 Więcej o łańcuchach opieki: https://www.pah.org.pl/app/uploads/2018/04/2017_Kobiety_geneder_i_lokalny_rozwoj-2.pdf
6 Susan Ferguson, „Women and Work: Feminism, Labour and Social Reproduction”, 2019;
7 Sprawozdanie Rady Ministrów z realizacji ustawy z dnia 4 lutego 2011 roku o opiece nad dziećmi w wieku do lat trzech w 2019 roku.


Fotografia: Aleksander Prugar (FISE)